soltysi0003W piątkowym wydaniu Dziennika Nowogardzkiego (8 maja br.), w artykule pt „Kto tu mieszka...my, czy pan?”, okraszonym dodatkowo informacją: Skandal w czasie wyborów sołeckich czytamy, że wg autora, w ostatnim czasie, podczas wyborów sołeckich skandal goni skandal. Tak próbuje przedstawić w złym świetle DN wybory sołeckie, które odbywają się na terenie gminy Nowogard. Autor stawia nawet odważne tezy, że w Żabowie burmistrz próbował wyeliminować z kandydowania na kolejną kadencję sołtysa tej wsi w osobie Małgorzaty Stańczyk. Ponadto w Wojcieszynie jednemu z mieszkańców nie pozwolono podobno głosować, choć jest zameldowany w tej miejscowości. Zaś w Karsku zastępca burmistrza miał agitować na rzecz obecnego sołtysa, a kontrkandydat w artykule mówi, że „te wybory uważa za farsę [...]”.

Jaka jest prawda?

Żabowo

Na początku spotkania burmistrz poinformował mieszkańców o dotychczasowej współpracy z sołtys Żabowa. A nie była to łatwa współpraca i poprosił, aby dotychczasowa sołtys nie kandydowała ponownie. Jak stwierdził burmistrz „trudno jest współpracować z taką osobą, która po rozmowie w cztery oczy idzie do gazety (czytaj: Dziennika Nowogardzkiego), gdzie później czyta on negatywne komentarze na swój temat”. Jak sama pani Małgorzata przyznała podczas spotkania, że „nikogo nie oczerniła prywatnie, tylko to była sprawa polityczna”. Jednym słowem, pani sołtys sama potwierdziła w ten sposób słowa burmistrza odnoszące się do jej osoby. W efekcie mieszkańcy zgłosili innego kandydata, który w ostateczności wygrał jednym głosem z dotychczasową panią sołtys. Z nieukrywanym zdziwieniem przeczytać możemy dalej w materiale redakcyjnym kolejny zarzut, że nowo wybrany sołtys nie jest mieszkańcem Żabowa, a jedynie prowadzi w tej miejscowości sklep. Zdziwienie pojawia się stąd, że na temat zamieszkania nowego sołtysa, na wspomnianym spotkaniu, wypowiedziała się była pani sołtys, która potwierdziła fakt zamieszkania w tej miejscowości pana J. Kozieła. Więc o co chodzi redaktorowi?

Wojcieszyn

A jak wyglądały wspomniane wybory w Wojcieszynie, gdzie podobno nie pozwolono panu Tadeuszowi Banachomskiemu głosować? Dziennik opisuje zdarzenia, na których – o dziwo - nie było nikogo z redakcji, ale w artykule redaktor przedstawia relację pana Tadeusza Banachomskiego, w którym on stwierdza – jak czytamy - „Burmistrz na samym początku zebrania powiedział, że głosować mogą tylko osoby zamieszkujące daną miejscowość. Wstałem i zapytałem, czy te słowa są skierowane do mnie [...]”. I do tego miejsca relacja pana Tadeusza zgadza się z nagraniem ze spotkania. Niestety dalsza część ww. relacji nie ma nic wspólnego z prawdą. Autor relacji włożył w usta burmistrza słowa, których on nawet nie powiedział.

W nagraniu za to słychać głosy mieszkańców, którzy wyjaśniają zainteresowanemu, że prawo głosowania wg statutu mają ci, którzy w Wojcieszynie mieszkają na stałe, a nie którzy są tu tylko zameldowani. Zaś na pytanie postawione burmistrzowi przez pana Banachomskiego, padła odpowiedź, że „Ja pytam tylko tak ogólnie...chodzi tylko o to, że komisja później będzie wydawać karty do głosowania”. Zresztą pan T. Banachomski sam przyznaje, że nie jest on mieszkańcem wioski, ale jest tu zameldowany.

Ktoś tu najwidoczniej mija się więc z prawdą... pan Banachomski albo nośnik w postaci dyktafonu. Dużym więc nadużyciem ze strony DN było stwierdzenie (bez sprawdzenia, jak się rzecz miała naprawdę), że burmistrz Robert Czapla uniemożliwił wzięcie udziału w głosowaniu mieszkańcowi wioski. O co więc chodzi autorowi artykułu?

Karsk

Dziennik Nowogardzki próbuje też w swym artykule pozbawić prawa do wyrażania swego stanowiska zastępcę burmistrza. A przecież ciąży na nim wręcz obowiązek poinformowania mieszkańców danego sołectwa o tym, jak dotychczas wyglądała współpraca burmistrza i sołtysa. Ciśnie się wręcz na usta pytanie: A od kiedy to rekomendacja danej osoby jest czymś negatywnym? Czy Burmistrz lub jego zastępca nie mają już prawa poinformować mieszkańców o dotychczasowym przebiegu współpracy na linii sołtys – burmistrz? Autor sugeruje nawet wprost, że zastępca burmistrza Krzysztof Kolibski próbował wpłynąć na wybór sołtysa w słowach: „Co ja mogę powiedzieć? Chciałbym Wam życzyć dobrego wyboru, żebyście wybrali takiego sołtysa, który będzie walczył o każdą rzecz. W jego imieniu chciałbym wszystkim rekomendować na to stanowisko pana Jurka Kubickiego – stwierdził wiceburmistrz, po czym opuścił on świetlicę, udając się na wybory do kolejnego sołectwa (DN). Aż chciałoby się w tym miejscu zapytać autora artykułu: gdzie mamy do czynienia z tym bezpośrednim wpływem na wybór sołtysa?Chyba w tym, że opuścił on świetlicę.

Jedynym zdarzeniem, które miało miejsce w Karsku jest zamieszanie, którego bohaterem stał się kontrkandydat dotychczasowego sołtysa – Zbigniew Dwornik (startował bez powodzenia z listy Wspólnego Nowogardu do rady Miejskiej w Nowogardzie) oraz osoba z jego rodziny. Otóż po rozdaniu kart do głosowania (liczba wydanych kart zgadzała się z liczbą obecnych), po wypełnieniu ich i wrzuceniu do urn, jedna z obecnych na sali osób stwierdziła, że ona głosu nie oddawał, bo nie dostała w ogóle karty do głosowania. Komisja Skrutacyjna wyciągnęła karty z urny i je policzyła. Liczba kart wydanych zgadzała się z liczbą kart wrzuconych (93). Jednak pan Zbigniew Dwornik zaprotestował i poinformował, że zaskarży te wybory, po czym wyszedł z redaktorem naczelnym DN i jemu się wyżalił, jak to nieuczciwie zostały przeprowadzone wybory, w których różnicą 19 głosów przegrał z dotychczasowym sołtysem Karska. Wychodzący po zakończeniu głosowania mieszkańcy głośno komentowali zaistniała sytuację: „Przegrał i nie potrafi się z tym pogodzić. Najpierw człowiek z jego rodziny krzyczał, że nie dostał kartki do głosowania. Po otwarciu urny stwierdzono, że liczba kart się zgadzała. Pan Dwornik stwierdził nawet, że jeden głos w tę czy w tamtą stronę nie zrobi różnicy, by po ogłoszeniu wyników, z których wynikło, że przegrał dość dużą różnicą głosów z dotychczasowym sołtysem, zmienił front i nie uznając decyzji większości mieszkańców odgrażał się, że zaskarży wybory, bo nie sprawdzano dowodów osób biorących udział w głosowaniu na sołtysa. Po czym wyszedł on ze świetlicy i na zewnątrz udzielił redaktorowi naczelnemu z Dziennika Nowogardzkiego komentarza na temat dokonanego wyboru”, co możemy również przeczytać ww. artykule.

Jaki więc cel miał autor artykułu, w tym i redakcja Dziennika?

Powtórka z historii...?

Obecnie w ogólnie pojętych mediach spotkamy się z tzw „cenzurką”, czyli powierzchowną i krytyczną oceną. Nie ważne czy ktoś ma rację czy jej nie ma. Ważne, aby „nasze” było zawsze na wierzchu.

Jednak w piątkowym wydaniu Dziennika Nowogardzkiego miejsce „cenzurki” zajęło zwykłe i nachalne krytykanctwo, czyli przysłowiowa krytyka dla krytyki, natrętne i małostkowe wytykanie nieistniejących problemów i sytuacji.

Krytyka sama w sobie jest zdrowym sposobem wpływu na władze. Jednak problem pojawia się wtedy, kiedy pod płaszczykiem krytyki próbuje się ograniczać prawa osób publicznych do swobodnej wypowiedzi na temat osób, z którymi dana osoba będzie współpracować. To już przybiera znamiona swoistej cenzury, tak dobrze znanej nam z czasów PRL-u.

Mamy wręcz do czynienia z manipulacją faktami ze strony ww. gazety i próbą narzucenia burmistrzowi cenzury, co mu wolno mówić a czego nie, jak się ma zachowywać i jakie ma podejmować decyzje. Uświadommy sobie jedno, że to z danym sołtysem będzie współpracował przez kolejne cztery lata burmistrz, a nie Dziennik Nowogardzki i jego dziennikarze czy nawet sam wydawca. I musi to być osoba gotowa do działania na rzecz mieszkańców danego sołectwa, którzy go wybierają, a nie względy partyjne. Te czasy skończyły się wraz z upadkiem komuny w roku 1989.

Niestety jak widzimy, są tacy, którzy mentalnie nadal żyją tamtymi czasami. Manipulują faktami, zajmują się najgorszym rodzajem krytykanctwa tylko dlatego, że nie potrafią pogodzić się z decyzjami społeczeństwa oraz z własną przegraną.

Piotr Suchy